piątek, 26 kwietnia 2013

Piekę serniki jak szalona!

Sadzę też kwiaty w doniczkach, zasypując wszystko dookoła ziemią, sprzątam szafki dowiadując się o milionach skarbów, jakie przede mną skrywały, robię sobie kurację nawilżającą dla mych spracowanych dłoni i namawiam męża na świństwa. Wiosna jednym słowem! :)

Wiem dlaczego kolejny kwiat smutnie umarł w moim domu! Zawsze sprawdźcie jaką wodę lejecie do konewki i czy to przypadkiem nie jest wrzątek...

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

szkoła jest fabryką klonów

  Siedząc wczoraj w kawiarni i popijając kawę czytałam artykuł o tym, że szkoła jest jak więzienie. Jej rolą nie jest edukacja a tworzenie podporządkowanych i nie umiejących myśleć samodzielnie obywateli. Pisałam maturę w 2008 roku i wracając myślami do tamtych lat jestem bliska stuprocentowej zgody z tą tezą. Pisząc wypracowanie na maturze z polskiego miałam w głowie zupełnie inny pomysł na tekst, ale wiedziałam, że może być niezgodny z kluczem. Wyprodukowałam więc jakąś zupełną ściemę, która później okazała się strzałem w dziesiątkę. Nie miałam szansy aby być doceniona za to co tak naprawdę myślę i jak ubieram to w słowa. Dostałam punkty za to, że wstrzeliłam się w klucz. Jaki to ma sens bo ciężko mi go odnaleźć? W szkole nie możemy być sobą. Musimy idealnie dopasowywać się do pewnych stereotypów, norm i kluczy. Tylko wtedy możemy odnieść jakikolwiek sukces. Będąc sobą, wyłamując się z tłumu zazwyczaj jesteśmy skazani na porażkę.
  Za parę lat mój syn pójdzie do szkoły i pewnie będzie skazany na taką samą drogę. Uświadomiłam sobie wczoraj jak ważna jest tutaj moja rola. Muszę mu pokazać co tak naprawdę jest ważne, czego ma się trzymać i nauczyć, że trzeba walczyć o to, żeby być sobą. Mały człowiek jest jak biała kartka, którą trzeba zapisać. Nie pozwólmy, żeby jakaś banda zabazgrała ją swoimi wymysłami.

piątek, 19 kwietnia 2013

koleżanki, koleżaneczki

   Dlaczego wyrażanie zdania o innych kobietach jest zawsze tak dziwnie odbierane przez facetów? Podobno oni nigdy nie doszukują się drugiego dna i biorą wszystko takim jakim jest. Nie w tym przypadku. To zawsze wychodzi mniej więcej tak samo: jesteś zazdrosna, mówisz tak bo jej nie lubisz, oj nie przesadzaj, wymyślasz bo masz okres.
  Poniosło mnie i powiedziałam po dłuższym podpuszczaniu, że naprawdę nie jestem zazdrosna o koleżankę z pracy bo wydaję mi się, że nie jest atrakcyjna. Przy kości, bez szczególnych zainteresowań- może być fajną kumpelą i tyle. W odpowiedzi usłyszałam właśnie, że muszę być cholernie zazdrosna skoro tak mówię i , że jestem wredna...Cóż rzec? Masz rację, w życiu nie widziałam piękniejszej kobiety,jest super a teraz idź już, dobrze? Jakbym nie miała innych zajęć od rana, przy pięciomiesięcznym maluszku jak rozczulanie się nad  urodą dziewcząt z pracy męża...
  Chyba lepiej zatrzymać swoje zdanie o innych kobietach dla siebie i trzymać się wersji, że nawet największy pasztet jest super. Tak o, żeby nie wyjść znowu na zazdrośnicę...

A jak tam u Was? Wyrażacie opinię o innych kobietach przy swoich mężczyznach?

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Działaj póki masz siłę przebicia

  Moja babcia powiedziała mi kiedyś prawdę starą jak Świat. ,,Jeżeli chcesz coś zmienić w wspólnym życiu to rób to na początku związku, póki facet jeszcze jest zakochany i je Ci z ręki. Później będzie Ci ciężko cokolwiek przeforsować". Jest to jedna z najlepszych rad jaką kiedykolwiek usłyszałam a zarazem mam świadomość, że ciężko się tego trzymać. Przecież na początku wcale nam nie przeszkadza, że facet nie ma dobrej pracy i imprezuje z kumplami co tydzień, także nie dążymy do tego, żeby coś zmienić. Później gdy zakładamy rodzinę, idziemy na swoje i zaczynamy poważne życie, coś przestaje nam odpowiadać. Niestety, często mężczyzna jest już tak ,,ustawiony" i wcale nie zależy mu żeby się zmienić. Ma nas na stałe i nie widzi problemu. Nie przeszkadzało Ci to kiedyś to dlaczego teraz jest źle? Wiem, że to trudne w przypadku kobiet, ale naprawdę warto zastanowić się czego właściwie chcemy i dążyć do tego od początku. Wiecie, póki jesteśmy niezależne, adorowane i w ogóle idealne, a nie potem jako stare, marudne, wiecznie niezadowolone partnerki.
  Warto czasami posłuchać rad starszych od nas kobiet. One przeżyły już to wszystko i można uczyć się na ich błędach. Polecam :)


P.S. Czy jest jakiś naprawdę skuteczny sposób na kalafiora na udach? Aj łona daj....

piątek, 12 kwietnia 2013

Po nieprzespanej nocy naczytałam się dziwactw w internecie

  Gdzie ja żyję? W Świecie, w którym dla niektórych zwłoki noworodka schowane w zamrażalce to to samo, co zarodki w ciekłym azocie. Dlaczego niektórym tak trudno zająć się po prostu własnym tyłkiem? Jestem pewna, że 3/4 zagorzałych przeciwników in vitro to ludzie, którzy nie mają o tym zielonego pojęcia. Nie spotkali się nigdy bliżej z problemem bezpłodności, ani nie mieli w bliskim otoczeniu ludzi, dla których to było jedyną, ostatnią szansą na posiadanie dziecka. Oczywiście takie coś jak empatia już w ogóle jest im dalekie...
  Przecież na taką procedurę ludzie nie decydują się z dnia na dzień. Na pewno jest to poważna decyzja poprzedzona długim czasem przemyśleń, łez i innych, nieudanych prób. Może warto czasami postawić się w czyjejś sytuacji zanim zmiesza się kogoś z błotem?

środa, 10 kwietnia 2013

Jak pokonać zołzę?

Dostałam ostatnio niezbyt miłego maila od bliskiej mi osoby. Już nie ważne jakiej treści, chodzi o fakt podkurzenia przez typową zołzę. Zniesmaczona zaczęłam produkować swój wywód odpowiadając na każdą jej zgryzotę. Już byłam blisko naciśnięcia ,,wyślij" , kiedy to mąż zatrzymał mi rękę. Powiedział, że jej tylko o to chodzi, żeby mnie denerwować i ona się żywi tym, że ja wkurzona odpiszę jej coś niemiłego. Powód do kłótni gotowy, zabawę czas rozpocząć. Kazał mi napisać w kilku słowach coś bardzo miłego, rzucić kilka komplementów i zakończyć dyskusję. Rzadko słucham się swojego faceta ale w tym przypadku byłam usłuchana do granic możliwości. Wysłałam lukrową wiadomość i co? W odpowiedzi dostałam jeszcze bardziej przesłodzony tekst. Zero docinek, zero spiny, wszyscy zadowoleni a teraz poluzowanie kontaktów.
Morał? Zołzę można pokonać własną dobrocią i ciepłym serduszkiem ;) Aha, mąż czasami ma rację...

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Słońce nastraja pozytywnie

Tylko kilka promieni słońca a ja już patrzę na wszystko inaczej. Nagle mój dom i okolica wydają mi się najpiękniejszym miejscem na Ziemi. Dziecko aniołem a brak pracy traktuję jako czas aby poznać siebie i odnaleźć swoją życiową drogę. Co tam, jedząc kit z okien też da się przeżyć.

Czy to normalne, że chociaż codziennie odwalam kawał porządnej roboty to i tak czuję się trochę niepotrzebna i niespełniona? Może gdybym ratowała ludzkie życia, albo spełniała czyjeś marzenia, albo zwyczajnie pomagała innym osiągnęłabym wyższy level samorealizacji? Czy żyjemy w kraju, w którym żeby kobieta zarobiła jakieś normalne pieniądze musi tańczyć przed kamerką albo robić z siebie innego typu lafiryndę? Trudno, dzisiaj nie zajmuję się głębokimi przemyśleniami na temat mojego życia tylko łapię każdą chwilę ze słońcem. Nie wiadomo ile go jeszcze będzie :) Tak tylko, przez chwilę wpadły mi złe myśli do głowy.


piątek, 5 kwietnia 2013

Ciąża w 9 odsłonach

Będąc w tzw. stanie błogosławionym, nudząc się jak słoń siedziałam w internecie i szukałam opisów innych kobiet jak to wszystko wyglądało w ich przypadku. Jeżeli boimy się jak to będzie a różowe, słodziutkie poradniki rozpływające się nad techniką oddychania i cudem narodzin jakoś nas nie przekonują to dobrze po prostu posłuchać doświadczeń innych kobiet. Uwaga! Ostrzegam przed opowieściami starszych pań, które rodziły w okropnych bólach, w polu i w ogóle ledwo przeżyły.

Miesiąc pierwszy: Gdzie jest mój okres? Po dwóch tygodniach robię pierwszy test,który wyszedł negatywnie.Podejrzewam torbiel jajnika, cieszę się życiem i ucztuję zakończenie studiów.

Miesiąc drugi: Pod koniec czwartego tygodnia robię drugi test, który znowu wyszedł negatywnie. Nie wiem czy jestem aż tak zdebilała,że nie potrafię zrobić nawet testu ciążowego czy faktycznie one nie zawsze się sprawdzają. Chce mi się spać, robię sobie trzygodzinne drzemki w dzień. Jestem pewna, że mam jakąś śmiertelną chorobę, przez którą czuję się osłabiona i nie mam okresu. Wybieram się do ginekologa gdzie pierwszy raz widzę na monitorze małego fasolkiewicza.

Miesiąc trzeci: Śpię, jem w KFC, drę się na wszystkich, śpię, śpię, śpię. Pobieranie krwi kończy się odlotem.

Miesiąc czwarty: Odzyskuję siły, czuję się jak młody bóg. Brzucha nadal nie widać a ja robię kurs prowadzenia własnej firmy, porządkuję dom, robimy remont i kwitnę!!! Pobieranie krwi nadal jest koszmarem ale bardziej psychicznym niż fizycznym.

Miesiąc piąty: Brzuch jest już widoczny ale wyglądam raczej jak bym się obżarła. Nie zapomnę tekstu pewnego małżeństwa w lodziarni. On: Zobacz, pani też w ciąży ma apetyt na lody. Ona: Wcale nie jest w ciąży, jest po prostu taka tłusta. Jedziemy na mazury, zwiedzamy,100% aktywności fizycznej. Test na glukozę: dla mnie super. Miałam taki apetyt na słodkie, że mogłabym wypić tego i 5 porcji.

Miesiąc szósty: W końcu mam brzuch. Sama nie wiem już dlaczego wtedy nie mogłam się tak tego doczekać ale w każdym razie bardzo mnie to cieszyło. Nadal pożeram słodycze tonami i nie chodzi tu o ciążowe zachcianki a bardziej o to, że w końcu nie trzeba dbać o linię...Włosy i cera są super.

Miesiąc siódmy: Coraz gorzej śpię. Zasypiam tylko na lewym boku ze zwiniętą między nogami kołdrą. Kopniaki dziecka są już bardzo mocne ale do samego końca nie były bolesne. Lubimy sobie słuchać razem muzyki. Polecam wszystkim szkołę rodzenia.

Miesiąc ósmy: Po wysłuchaniu miliona opowieści starszych kobiet o tym, że one tak sobie w ciąży nie odpoczywały, że przesadzam, itp. zaczynam pastować na kolanach podłogi i robić generalne porządki w domu. Zaczęły się skurcze, silne bóle i nieciekawa przygoda. Na szczęście nie wydarzyło się nic więcej ale za prawdę Wam powiadam: Obijajcie się ile tylko można i miejcie gdzieś złośliwe teksty na temat Waszego lenistwa. Później będzie Wam tego brakowało ;)

Miesiąc dziewiąty: Strach przed porodem, nieprzespane noce, czekanie na akcję, bolące nogi, waga +1000kg, ogólny wkurw.

I w końcu poród! U mnie skończyło się cc, także akurat w tej kwestii nie mogę napisać nic fascynującego. Zero bólu, trochę męczarni po i prawdziwy koszmar- początki karmienia piersią ale to już inna bajka.

Podsumowując, wykorzystajcie ten czas poświęcając się na maksa sobie. Jedzenie,spanie,imprezki(oczywiście bez alko),książki,seriale i chillout!!!

wtorek, 2 kwietnia 2013

Coraz mniej wyrozumiała

Dlaczego im dłużej jesteśmy w związku tym stajemy się mniej tolerancyjne? Czy nie jest tak, że na początku robimy wszystko, żeby wyjść na spoko laski. ,,Oczywiście, że nie przeszkadza mi, że idziesz pochlać z kumplami. Ja spotkam się z dziewczynami a odbijemy sobie na drugi dzień"- takie zdanie po dłuższym czasie bycia razem zamienia się w ,, Z nimi? Chyba żartujesz! Już w ogóle mnie nie kochasz i nie chcesz spędzać ze mną czasu. A Ci Twoi kumple? Żenada...Gdzie Ty z nimi chcesz iść i po co?!". To taka malutka, kobieca manipulacja. Wpadnij w moje sidła, przecież jestem kobietą aniołem!!! Dopiero potem uzewnętrznię to co mi w Tobie przeszkadza i rozpocznę akcję-zmiana. Kobiety! Takie coś zawsze nas zgubi! Usiądźmy na chwilę i przypomnijmy sobie początki. Jakie byłyśmy tolerancyjne, kochające i czułe a potem zastanówmy się czy te wszystkie negatywne zmiany zaszły tylko z JEGO winy?

Dzisiaj będę aniołem, takim jak kiedyś :P

http://demotywatory.pl/146833/Kobieta

Kilka uderzeń młotem w łeb.


Uderzenie pierwsze: Grobowa mina i nieoderwanie wzroku od mojej osoby nawet na sekundę.
Uderzenie drugie: Robienie z siebie męczennicy, udawanie dobrej i poszkodowanej przed obcymi.
Uderzenie trzecie: Obracanie kota ogonem. Zmienianie faktów przed nim.
Uderzenie czwarte: Wyjście od nas z fochem i smutkiem na twarzy.

Co do Świąt. Były właśnie takie, jakie miały być.